niedziela, 23 sierpnia 2009

Jaskółkolot



















Ten oto pojazd wymyśliłam dla mojej Kuzynki, która musi znosić warszawskie korki. Ze względu na jej szczególne zainteresowanie jaskółkami nie wybrałam żadnego innego ptaka dla inspiracji. Nie zdziwią się Państwo pewnie, jeśli sama przyznam, że projekt nie do końca przypomina wspomniany gatunek. Cóż, nie pasował mi biały kołnierzyk z czerwonym, po prostu mi nie pasował... Wybrałam całkowitą czerń, ponieważ wydaje mi się nieco bardziej elegancka w samotności niż w sąsiedztwie bieli i czerwieni.

Niestety nie wymyśliłam jeszcze, jak się tym startuje ani ląduje czy parkuje, tym bardziej, jak działa mechanizm utrzymujący wehikuł w powietrzu. Proszę jednak zauważyć troskę, która kazała mi zaprojektować pas bezpieczeństwa! Mam trochę tych kuzynek, jednak nie aż tak dużo, by się ot tak roztrzaskiwały o byle warszawskie ulice.

11 komentarzy:

martencja pisze...

O, ile to razy myślałam, że przydałby mi się taki pojazd! Albo deska solarna, taka, jaką miał bohater "Planety skarbów";)

M.

Kolleander pisze...

O, taka deska to w ogóle świetne rozwiązanie - nie ma problemu z parkowaniem;) A już najlepsze rozwiązanie to samochód, który się składa (jak w Jetsonach).

martencja pisze...

Może rzeczywiście - bo problem z deską może się pojawić, jak nie ma słońca... Za to jest to środek lokomocji niezwykle ekologiczny! Właśnie sobie dziś wieczorem przypomniałam film, i nawet zmusiłam do współoglądania rodziców:)

M.

Kolleander pisze...

Tylko raz widziałam chyba... podobał mi się główny motyw z jednym gościem, który się stał rodzajem ojca dla głównego bohatera. Coś mi się zdaje, że już o tym pisałam na mejlowej w animacyjnym wątku (który a propos przeze mnie trochę chyba utknął w martwym punkcie;) do kroćset! ja o nim prawie zapomniałam :O muszę go jakoś wywlec na wierzch bo on przecież fajny jest, to znaczy - przynajmniej jak do teraz - był).

martencja pisze...

Ach, jak ja lubię stronę wizualną tego filmu! To science fiction pomieszane z XVIII-wiecznymi żaglowcami, tradycyjna animacja pomieszana z komputerową! Ale o tym też już pisałam we wspomnianym wątku, mam wrażenie:)

M.

Zula pisze...

Allo, Olle!

Przeglądałam digarta, i po nitce do kłębka trafiłam do Cię na bloga :)
Mój blog leży i kwiczy (czyt. mam bardzo mało wpisów), bo praca w księgowości raczej wyjaławia aniżeli nawozi (choć nieraz mam wrażenie, jakbym siedziała po uszy w nawozie ;-))

Pozdrawiam ciepło z Krakowa!

patyś

Kolleander pisze...

Martencjo-> a widziałaś Steamboya? To japońskie i nawet nie wiem, czy zabawne bo widziałam po japońsku:P, za to też z wiktoriańską Anglią i z sajnsfikszyn. Piękne widoki!

Patysio-> Ogromnie mi miło, że tu zajrzałaś!:D

Byłam kiedyś u Ciebie na blogspocie (jak tam trafiłam, nie pamiętem:/ pewnie też przez digart), ale potem mi zniknął z oczu. Za to pamiętam, że dodałam wtedy do swojej playlisty kilka piosenek Tindersticks. aaaa co za wokal!...

A ja obecnie pozdrawiam z drugiej strony Polski, czyli z Gdańska:)

Zula pisze...

Ha!

A widziałaś ten klip? (Kiedys go zapodawalam na kinooku)

http://www.youtube.com/watch?v=icC4O5mq_-4

Możet byc, szto on Tjebie nrawitsja ;-)

Kolleander pisze...

Widziałam i podoba się, podoba:) Bardzo ładnie to zrobione. Troche mi tu jednak brakuje klimatycznego dymu (niepaląca jestem, mimo to doceniam walory artystyczne dymu w obrazach filmowych;}. Hmmm podejrzewam, że trudno zrobić taki efekt w animacji poklatkowej.

martencja pisze...

Nie, nie widziałam. Jak wiesz, w japońskiej animacji mam braki. Pewnie to mój błąd:)

M.

Kolleander pisze...

No cóż, nie wszyscy lubią anime... szczerze mówiąc ja też nie zawsze trawię.