niedziela, 31 maja 2009

Bij kozaka!




Mój pokraczny film o sarmacie z Pracowni Semiotyki Wizualnej.

9 komentarzy:

Filip Brunelewski pisze...

Muahahaha! Jesteś niekwestionowanym geniuszem zła :} To mrugnięcie oczkami po upadku na głowę jest bezcenne.

martencja pisze...

Świetne! Choć Moja Sista była rozczarowana, że nie było żadnej walki na szabelki;)

M.

Kolleander pisze...

Eugeniuszem zła!

Walka na szabelki?? W tym semestrze miałam tak mało czasu, że się ledwo z tym Sarmatą wyrobiłam, nawet nie zdążyłam wpaść na jakiś sensowny pomysł, np. szabelki:D Chyba jeszcze nigdy tak szybko filmu nie zrobiłam... I tak byle jak...

Ale zapamiętam ten pomysł, kto wie czy nie zrobię kiedyś SuperSarmaty2;)

Kolleander pisze...

PS I oczywiście jak zwykle zapomniałam podziękować:> Dziękuję Wam!

martencja pisze...

Eugeniuszu, pośpiech pośpiechem, ale najważniejszy jest pomysł, a ten Ci się udał:)

Co do sequela i walki na szabelki, podpowiem inną grę w ramach inspiracji: Zorro. Wprawdzie nieco inny krąg kulturowy i szpady, a nie szable, ale najważniejsze, że się żelastwem tłuką! To takie sentymentalne skojarzenie dla takich starych osób, jak ja, co to pamiętają jeszcze komputery Atari;]

M.

martencja pisze...

P.S. Nie, żebym się czepiała, ale w ostateczności wychodzi na to, że w grze ubić należy nie Kozaka, a jakiegoś Szwedo-Radziwiłła!

M.

Kolleander pisze...

hehe, w pierwotnym zamyśle był właśnie Radziwiłł, ale nie zdążyłam go zrobić. Te wszystkie loczki przekroczyły moje możliwości czasowe;>

Aaaa! Pamiętam gry na Atari! Zorra akurat nie znałam. Jak uroczo podskakuje, niczym upiór! I co za wzniosła, choć monofoniczna muzyka! Tylko co tam robi kanapa i dlaczego na początku Zorro trzyma szpadę za drugi koniec?:D

Jeśli chodzi o mnie, grałam częściej w gry telewizyjne. Zrobiliśmy sobie jakiś czas temu turniej z Bratem i kuzynostwem, graliśmy w stare Księgi Dżungli albo Chipa i Dale'a, czy ewentualnie w SuperMario (znaleźliśmy to wszystko gdzieś w sieci). I muszę powiedzieć, że to wcale nie takie proste do przejścia, nie ma co cmokać ze wzgardą! Kanter Strajki wysiadają przy tym!;)

martencja pisze...

Bo on tam przez chwilę nie trzyma szpady, tylko żelastwo do znakowania bydła. A kanapa, no cóż - jest tam po to, żeby miał się od czego odbić. Czy to nie wystarczający powód...?;) Mi się te jego skoki bardziej kojarzą z jakimiś wesołymi pląsami, prawdę mówiąc;) No i czy te pojedynki nie są wspaniałe? Z przerabianiem wrogów na zapałki;)?

Ja to już od czasów Amigi (którą mieliśmy po Atari) raczej nie grywałam... Chyba że w Discworld Noir, ale to z sympatii dla Pratchetta i filmów noir. Oraz "Casablanki";) Ale to było zupełnie coś innego, niż te stare zręcznościówki, właściwie prawie jak film. A, no i wcześniej był jeszcze Discworld II z Monty Pythonem Ericem Idle w roli Rincewinda;)

M.

Kolleander pisze...

Co do kanapy - masz świętą rację:D Ach, pojedynki są na naprawdę wysokim poziomie. Podobają mi się strasznie te "pim pim pim" przy dźganiu:}

Z Ericiem Idle... łoł, nie wiedziałam, że brał udział w czymś takim Oo A Pratchetta nadal jeszcze nie czytałam i raczej w najbliższym czasie się nie zapowiada. Czeka gdzieś na swoją kolej...