Dzisiaj sobie pozwolę, a konkretnie pozwolę sobie na małą zmianę konwencji. W końcu po coś są wakacje. Siedzę sobie ostatnio i bazgram kredkami woskowymi, które wygrzebałam z szafy. Powyższy portret jest portretem jednego z moich trzech ulubionych z siedmiu samurajów Kurosawy, mówiąc arytmetycznie. Kurosawę próbuję sobie nadrabiać od jakiegoś czasu i zaczynam uważać, że to jeden z najlepszych reżyserów, jakich filmy zdarzyło mi się obejrzeć.
Kyuzo pomaga ratować wioskę chłopów, bo chce doskonalić swoje umiejętności. Jak wyraził się o nim któryś z pozostałych sześciu samurajów (z lekceważeniem nazwę go Dzieciakiem) nie zna strachu, jest zręczny, ale i zarazem skromny nawet po przejęciu broni wroga. A kiedy wraca po owocnej wyprawie na rozbójników, to wygląda tak, jakby szedł na piknik*. Ma prawdziwego samurajskiego ducha.
*o ile mogę wierzyć napisom, bo ja po japońsku to tylko umiem sajonara i kilka innych słówek.
*o ile mogę wierzyć napisom, bo ja po japońsku to tylko umiem sajonara i kilka innych słówek.
2 komentarze:
Kyuzo wymiatał, zgadzam się, chociaż ja najbardziej lubiłem zawsze Kambei Shimadę. Kupił mnie już pierwszą sceną, w której się pojawił.
Kim był u Ciebie trzeci ulubiony? Chyba nie ten głupek Kikuchiyo?
Tak, właśnie głupek Kikuchiyo! Przez tą postać polubiłam okropnie Mifuna, nawet nie wiem, czy bardziej mi się tu podoba czy w "Ukrytej fortecy".
A Shimada - owszem, jest też jednym z moich ulubionych. Kiedy sobie golił głowę przez ileś minut przed uwolnieniem dziecka, to patrzyłam na to wytrzeszczonymi oczami... Mniej więcej jak ci chłopi, którzy się na niego gapili;)
Prześlij komentarz