środa, 1 lipca 2009

Karzeł Href

























Dzisiaj trochę dłużej będzie.

Karzeł Href to nikt inny jak postać z mojego fantasy, o którym pisałam post wcześniej. Tove spotkała go w drodze na wschód (na wschód poleciał smok, trzymając w szponach jej braci). Znalazłam w szafie akryl koloru madżenta czyli karmin, a że nie miałam w tamtej chwili wiele więcej kolorów, namalował mi się taki oto obrazek.

Karzeł Href to katastrofista. Wciąż mu w głowie komety, trzęsienia ziemi, powodzie i inne takie. Nieustannie o nich rozprawia.

Ale powiedzcie sami, czy nie bylibyście katastrofistami, gdybyście pewnego dnia rano otworzyli oczy i zauważyli, że zniknęli wszyscy podobni do Was - zupełnie wszyscy, a Wy zostalibyście zupełnie sami na tym świecie? Coś takiego przytrafiło się Hrefowi. Co dziwniejsze, obudził się w szczerym polu, w wysokiej trawie, przykryty kocem, a obok niego stał starannie zapakowany plecak. Nieco dalej leżała patelnia z resztkami jedzenia, jakby nie chciało mu się wczoraj jej umyć po kolacji.

Zdumiony Href biegał długo po okolicy, ale nie zobaczył żadnych śladów innych karłów. Dotarł do skraju znajomego lasu, do jeziora, które mijał prawie codziennie, idąc do pracy; w końcu odnalazł skalistą skarpę, na której powinna mieścić się cała wielka wioska karłów. No właśnie: powinna, ale nie było jej tam.

Przez dwa tygodnie siedział przy tej skarpie i czekał nie wiadomo na co. Spał tam, jadł, a potem siedział i myślał, paląc fajkę, którą na szczęście znalazł w plecaku (jakby ktoś o niego zadbał!). Po dwóch tygodniach z nudów zaczęła mu się przypominać stara piosenka, którą znał od dzieciństwa - coś o zamku na wschodzie, że tam oto można się udać i - mówiąc w skrócie - znaleźć rozwiązanie dowolnego problemu. Zawsze uważał, że to głupia piosenka, infantylna, ale skoro i tak nic nie robił, to dlaczego nie miałby iść gdziekolwiek? Karły zawsze wolą robić cokolwiek niż nic nie robić, chyba że są wstrząśnięte; wtedy zastygają w miejscu nawet do dwóch tygodni.

Dlatego właśnie Href wybrał się na wschód, mając na uwadze infantylną piosenkę. Szedł jakby na ślepo, wyrzucając sobie niekiedy wybór celu podróży, jednocześnie chwaląc się w duchu za podjęcie działania.

I to by było na razie na tyle.

2 komentarze:

martencja pisze...

Stawiam na to, ze to sprawka UFO. Albo ludzi zajmujacych sie wyciszaniem spraw zwiazanych z UFO. The truth is out there.

M.

Kolleander pisze...

Owszem, moje fantasy jest postmodernistyczne... ale nie aż tak!;]