wtorek, 7 lipca 2009

Tove spotyka Hrefa

























Nie wiem, jak opisać to zdarzenie, bo nie jest szczególnie ciekawe. Oboje zmierzali w tym samym kierunku, więc ich spotkanie było bardzo prawdopodobne.

Href szedł przed siebie przez pola targane wiatrem. Nadchodziła burza, więc rozglądał się za miejscem, gdzie mógłby ją bezpiecznie przeczekać. Na niebie kłębiły się już coraz potężniejsze masywy chmur, a te najdalsze co chwilę podświetlała, jakby od wewnątrz, błyskawica. Kiedy karzeł z niepokojem patrzył w kierunku północno-wschodnim i próbował ocenić, ile mu zostało czasu, dostrzegł małą, ciemną sylwetkę brodzącą w trawie; zbaczała coraz bardziej na południe, więc w jego kierunku. Kiedy i ta sylwetka go zauważyła, stanęła i zaczęła mu się przyglądać, nic nie mówiąc.
- Kim jesteś? - zapytał Href mrużąc oczy przed wiatrem.
- Zaczyna się burza. Trzeba ją gdzieś przeczekać - odpowiedziała postać, ale raczej nie na to pytanie. Spostrzeżenie było jednak całkiem na miejscu.

Bez zbędnych w tej chwili wyjaśnień szukali teraz odpowiedniego schronienia. Usiedli w końcu w dość szerokim zagłębieniu pod niską skarpą. W samą porę, bo deszcz zaczął się lać obficie.

Siedzieli już dobrą chwilę nic nie mówiąc i patrząc na ulewę, kiedy sobie wreszcie przypomnieli o swoim wzajemnym istnieniu. Href zaobserwował, że jego nowy towarzysz podróży to, prawdopodobnie, młoda osoba, która dźwiga na plecach trochę za duży miecz.
- Kim jesteś? - ponowił pytanie.
- Jestem zmęczona - odpowiedziała dziewczyna, oparła się o ścianę skarpy i momentalnie zasnęła.
Href zdziwił się tylko trochę, wzruszył ramionami, wyciągnął fajkę i zapalił ją.
- Nie lubię dymu - usłyszał Href. Odwrócił się i zauważył utkwione w nim, oburzone, choć na wpół śpiące spojrzenie.
- Więc nie lubisz dymu. Dobrze, jestem uprzejmym karłem - odpowiedział i zgasił fajkę.

Dodam tylko, że mnie denerwuje mój aparat, który chyba nie widzi fioletów. Bezczelny. Chmury powinny być w części bardzo filetowe. No ale nic to. Prawdopodobnie niedługo będę miała nowy aparat, o.

2 komentarze:

martencja pisze...

O, a więc okazuje się, że jednak da się opisywać dalej Tovine przygody, pod warunkiem, że się je zilustruje:)

Tove na tym rysunku przypomina mi... ninję:) Czy to było zamierzone...?

A co do kolorów, z doświadczenia wiem, że często to komputer płata figle, nie aparat. A dokładniej monitor. Na innym ekranie mogą się bardzo różnić.

M.

Kolleander pisze...

Ninję? Hehe;} No, mniej więcej, powiedzmy. Celowałam raczej w samuraja z kataną. Więc w części miała wyglądać samurajsko, a w części jak św. Eustachy z tego obrazu, z naciskiem na to drugie. Nie widać jej po prostu czerwonego kołnierza, bo stoi w cieniu. Ale ninja też brzmi nieźle:)

Wiesz, że może racja z tym monitorem... A już myślałam, że wyczułam mojego laptopa. Wyświetla wszystko jako bardziej zimno-niebieskie (dlatego często biegam i sprawdzam jak wyglądają moje wyroby na innym monitorze, który z kolei też ma coś za i niedo...). Uwzięłam się jak widać na mój aparat, który tak czy inaczej powinnam wymienić - nie jest wystarczająco dobry.

PS. Zupełnie inna historia to wydruki;) To jeden z głównych sesyjnych koszmarów. Na szczęście nie muszę drukować tych moich obecnych bazgrołów.