niedziela, 13 września 2009

Alchemik


























Jakiś czas temu polecono mi "Naszego wspólnego przyjaciela" Dickensa. 1000 stron połknęłam niemal natychmiastowo (z akcentem na: niemal). Kiedy mi zostało już tylko ok. 300 stron, a akurat nie mogłam czytać (mimo wszystko nie mogłam zaniechać np. odżywiania się), chodziłam ze wzrokiem utkwionym w nieokreślonym punkcie w przestrzeni (w odniesieniu do malarstwa można by to nazwać: patrzyłam poza ramy obrazu), zastanawiając się: co będzie dalej i podejrzewając podstępne wypadki, że toczą się, nie czekając na mnie.

Bo czego tam nie ma, proszę Państwa! Jest i romans, i wątek kryminalny, i Eugene Wrayburn, i bezczelnie wyśmiane burżujskie salony, i Eugene Wrayburn, i krytyka polityki Wysokiej Izby i Panów z Rady wobec biednych, i mnóstwo niepowtarzalnych, na granicy karykatury, a jednak prawdziwie ludzkich charakterów. Np. Eugene Wrayburn. To wszystko byłoby jednak niczym, gdyby nie podane językiem Dickensa.

Na początku postanowiłam wrzucić Alchemika, lokaja nowobogackich państwa Veneeringów. Trudno o postać bardziej epizodyczną w tej powieści. Proszę mnie nie pytać, dlaczego w ogóle wybrałam właśnie jego... bo tak do końca sama nie wiem. Podam kilka cytatów, które być może w jakimś stopniu usprawiedliwią mój wybór, a zarazem zaznajomią niewtajemniczonych z tą postacią.

- Do stołu podano! - oznajmia melancholijny sługa tonem, jakim mógłby powiedzieć: "Zstąpcie na dół, o, nieszczęsne dzieci rodzaju ludzkiego, a zostaniecie otrute".

~~~

Tymczasem lokaj krąży wokół stołu, jak posępny alchemik, i po każdym pytaniu: "Można służyć chablis?" - zdaje się dorzucać: "Nie chciałbyś, gdybyś wiedział, z czego się to robi".

~~~

- Państwo pomyślą, że jestem bardzo niemądra. Wiem, ale muszę coś powiedzieć. Kiedy w nocy, przed dniem wyborów, siedziałam przy kołysce małej, dziecina spała nad wyraz niespokojnie.

Alchemik, który posępnie przypatrywał się towarzystwu, odczuł szatański impuls, by rzucić jeden wyraz: "Wiatry" - i podziękować za służbę, lecz pohamował się w porę.
- Ale po niemal konwulsyjnym ataku , mała splotła rączęta i i uśmiech rozjaśnił jej buzię.

Osobie, która poleciła mi "Naszego wspólnego przyjaciela" jestem bardzo wdzięczna. Z tego powodu Alchemika dedykuję Lichtturm oraz jej Blogaskowi dla lasek, który bardzo lubiłam czytać, ale który niestety już nie istnieje. Gdybym miała ranking ulubionych książek, "Nasz wspólny przyjaciel" wszedł by na jedno z najwyższych miejsc.

Nota techniczna:
Powyższy obrazek wykonałam tuszem i gwaszami. Bardzo dziękuję za polecenie mi gwaszy! Starałam się ostatnio wypróbować tą technikę. Rzeczywiście faktura o wiele przyjemniejsza niż akrylowa, poza tym mają tą cechę, że nie zasychają na dobre i można w nie zaingerować nawet po jakimś czasie. Myślę, że będę do nich często wracać. Jednak z akryli też nie będę rezygnować, bo się okazuje, że przeważnie nie odbijają aż tak mocno światła, tylko że przypadkiem trafiłam na chyba jedyny dostępny na rynku niematowy rodzaj tych farb... Tak czy inaczej postaram się więcej nie zrzucać słabości moich ilustracji na technikę i narzędzia, ekhm.

Czy już zużyłam swoją dzienną dawkę słów? Czy wszyscy już zasnęli, czytając mojego posta? Pobudka! Kończę. Chyba dla równowagi zamilknę aż do jutra. Już nikt nie uwierzy w to, że "nie lubię dużo pisać, dlatego wolę rysować". Przepraszam za nadmierną pisaninę. Nazbierało się, bo długo się tu nie odzywałam.

3 komentarze:

martencja pisze...

Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że postać Eugene Wrayburna zrobiła na Tobie wrażenie w trakcie lektury;)

Poza tym: "...podejrzewając podstępne wypadki, że toczą się, nie czekając na mnie." - ach, jak to pięknie powiedziane:)!

M.

Kolleander pisze...

A zrobiła, zrobiła^^ Ogólnie te dwie postaci: Wrayburn i Lightwood są świetne. Może ich też wytnę, to opiszę.

Hehe, dzięki Marto;} Może napiszę książkę za aforyzmami jak Paulo Coelho? ;P

martencja pisze...

Może powinnaś;)!

M.