Dziś dużo pisania.
To Amba, o której czasem wspominałam - układam sobie niekiedy historię o niej, żeby mieć co rysować. (Obecnie nie mam nic innego do pokazywania, więc wygrzebałam to z dyskowych odmętów. Co do np. za długiej ręki - wiem, wiem, mój wykładowca od rysunku anatomicznego już na pierwszym roku mnie spisał na straty jako graficzkę; od tamtego czasu myślę nad rzuceniem ASP i rozpoczęciem studiów ogrodniczych... są takie?)
Powiem tak - należała do najstarszego rodu na świecie. Prawie nikt nie wierzył, że on jeszcze istnieje. Nic dziwnego. Nie opuszczali wielkich posiadłości położonych gdzieś, jak mawiano, prawie na zachodniej granicy świata. Nie mieli ochoty mieszać się ze zwykłymi, obcymi, marnymi istotami, które przyszły po nich. Legenda głosiła, że gdzieś w archiwach jednego z ich zamków leżały księgi opisujące początek świata spisany przez naocznych świadków. Byli więc pierwsi, doskonali. Jako pierwsi spojrzeli na Słońce, które naturalnie od tego czasu świeciło tylko po to, by mogli widzieć cokolwiek. W chwilę potem wypowiedzieli pierwsze słowa, którymi od razu opisywali wszystko, co widzą.
Co ciekawe, większość "zwykłych ludzi" nie pamiętała tego rodu, a przynajmniej nic konkretnego. Przytoczyłam jedynie pogłoski. Jeśli już ktoś sędziwy wyjmował z głębokiej studni swojej świadomości strzęp wspomnienia, z trudem wykrztuszał niepewne: "chyba... nawet byli czymś więcej niż ludzie... o ile w ogóle istnieli".
Kończę już. Za dużo pisania.
P.S. Do Brunelewskiego - jeśli chodzi o oczy Amby, to Vagabonda zaczęłam czytać PO narysowaniu tego obrazka. Naprawdę!
P.S.2. Zapomniałabym... soundtrack do posta nr1 i soundtrack nr2.
16 komentarzy:
Widzę, że historia rozwija się bardzo smakowicie:) A pierwszy soundtrack taki strasznie złowieszczy - może to i dobrze, pasuje do miny Amby na rysunku:)
Co do studiów ogrodniczych: do wyboru, do koloru. A więc jeszcze wszystko przed Tobą!;)
M.
Ostatnio sobie wróciłam do średniowiecza. O, a tu są chyba nawet słowa, można też sobie pośpiewać;) Karałoke!
O tak, do Amby bardzo pasują pieśni templariuszy:)
Co do studiów - o! Nawet w Poznaniu są. Specjalizacja: produkcja ogrodnicza, to coś dla mnie. Tyle że będę musiała jeszcze raz zdawać maturę, bo nie przyjmą mnie z moją historią sztuki:/
Cały czas nie mogę przestać się martwić o tę biedną bohaterkę co nosiła miecz na plecach. Ja bym pacyfistką została!
Ten anonim to ja narnijka - jakoś nie mogę sobie prpzypomnieć mojego loginu i hasła.
Ja się wprawdzie na mieczach nie znam, ale wydawałoby mi się, że wygodniej taki nosić na plecach niż u boku, nie obija się tak bardzo:) Tylko zawsze mnie zastanawiało, jak sobie wtedy poradzić z włożeniem takiego miecza z powrotem do pochwy, tak z tyłu, żeby się przy okazji w plecy nie dźgnąć, co mogłoby mieć nader przykre skutki;)
Średniowieczne karaoke! To dopiero pomysł na odjechaną imprezę!!:)
A ponowna matura to rzeczywiście może być problem. Ale z drugiej strony - jak powołanie, to powołanie!
M.
Narni - bo widzisz, ona się w pośpiechu za bardzo nie zastanawiała, co ze sobą zabrać. Po prostu pomyślała, że jeśli ma zabić smoka, to miecz się może przydać; ponadto... eee, ale to innym razem napiszę;]
(A Twój login ta ja chyba Ci mogę przypomnieć, gorzej z hasłem;])
Martencja - też się za bardzo nie znam. I też mnie zastanawia, jak wtedy wygląda wkładanie miecza do pochwy, już nie wspominając o jego wyciąganiu - przecież można sobie nawet uciąć głowę (bądź swojemu kucykowi;).
A co do karaoke - uhm:D Trzeba o tym pomyśleć!
Hm, czy to znaczy, że wiedźmin Geralt też nosił miecz na plecach, bo mu się obijał? :D
Wypowiadam się tu jako laik w sprawach anatomii, sztuki i w ogóle wszystkiego - mi się ta ilustracja bardzo podoba. Myślę, że mogłabyś z palcem w nosie zrobić okładki do sagi wiedźmińskiej Sapka, a nawet z rozpędu machnąć następne zeszyty przygód Thorgala :D Poważnie.
A co do Twego profesora - powiedz mu, ze Pauline Baynes też miała problemy z anatomią, a proszę, jak daleko zaszła!
Zresztą, wydaje mi się, że w ilustracji ważniejsza jest charakter aniżeli jakaś tam poprawność. Zresztą, cóż to za okropne praktyczne myślenie? Przecież mowa o sztuce, na Teutatesa! W sztuce nie ma żadnym granic! Niech i te ręce sięgają do kolan, jeśli taka wola artystki!
No.
Tzn., chciałam powiedzieć, że charakter jest ważniejszY :D
Sapkowskiego to ja jeszcze nigdy nie czytałam prócz małych fragmentów... Odnośnie Thorgala - Patysio - dzięki za tak dobrą opinię, ale coś takiego to potwornie trudna sprawa jak dla mnie! Nawet jednej planszy bym nie podołała. Thorgala nie uważam za genialny komiks, ale Rosiński jest naprawdę świetnym rysownikiem.
Ale wiesz co, gdybym napisała książkę, to wolałabym ją sama zilustrować. Jak to pan Wojtyszko (autor "Bromby") powiedział: "wolę własną nieudolność od cudzej pomysłowości";) Zupełnie nie znam jego twórczości literackiej, ale to zdanie mi bardzo przypadło do gustu:)
Co do profesora - no specjalnie do niego zadzwonię i mu to powiem, choć go ostatni raz widziałam wieki temu;D
Ajajaj, to ja gorąco polecam! I, jak dla mnie, 2 tomy opowiadań można sobie darować, ale sagę wiedźmińską to już przeczytać trza ;-)
Ja może zrobiłam zasadniczy błąd, że do Sapkowskiego podeszłam właśnie od opowiadań, ale niestety to spowodowało, że uprzedziłam się do faceta trwale, a już szczególnie do Wiedźmina. Do tej pory nie mogę zrozumieć, na czym polega fenomen tej sagi - może powinnam przeczytać resztę serii, ale szczerze mówiąc, po opowiadaniach stwierdziłam, że szkoda mi czasu... Choć mimo to skusiłyśmy się z przyjaciółką na obejrzenie ekranizacji:) Raz, że byłyśmy wtedy na etapie oglądania wszystkiego, w czym pojawił się Michaś, dwa, że wyczytałyśmy, że ekranizacja jest gorsza od oryginału i byłyśmy ciekawe, jak to możliwe;] Cytat z tego wybitnego dzieła: "To z pewnością coś znaczy, ale nie wiem, co" na stałe wszedł do naszego słownika:)
Za to "Brombę" czytałam, i to już dawno, dawno temu. Niewiele pamiętam, oprócz tego, że wrażenia były jak najbardziej pozytywne:)
M.
Przyznam, że mam pewne obawy co do rozpoczynania Wiedźmina. Bo średnio mnie bawią takie bajery jak świecące oczy i różne inne skomplikowane motywy, że ta kocha tego a tamten tamtą i zarazem tamtą drugą, ogólnie wygląda mi to na telenowelę ubraną w superdupermagiczny ciuch i inne tego typu megamodne mhoczne motywy. Pomieszanie z poplątaniem - mam dość prosty umysł i bardzo łatwo się gubię w akcji. Tak czy owak kiedyś muszę się sama przekonać, bo jak na razie znam W. z opisów rozmaitych, małych fragmentów książki i ekranizacji.
Nie, nie, Olle! Wiedźmin jest bardzo prosty, momentami wręcz prostacki ;) Wiesz, ja też nie lubię zbyt skomplikowanych światów książkowych - ale tutaj naprawdę wszystko wiadomo. No i poczucie humoru AS-a prima sort!
Z tym prostackim to się nawet zgodzę;) Jak również z telenowelą oraz pomieszaniem z poplątaniem. Poczucia humoru sobie nie przypominam, chyba że w związku z tą wspomnianą wcześniej prostackością:P Naprawdę, te opowiadania wywołały u mnie taki niesmak, że chociaż czytałam je 9 lat temu (aż sprawdziłam w swoim archiwum mejlowym;]), do tej pory mam traumę na nazwisko Sapkowski. A na dodatek mnie znudziły...
No ale cóż, to moje prywatne zdanie, z którym można się nie zgadzać.
M.
Ja na razie nie mam nic do powiedzenia na ten temat z wiadomych względów, ale oczywiście sobie dalej rozmawiajcie, jeśli chcecie:) Ciekawie jest;]
Hmm, ja właściwie już wyczerpałam to, co miałam na ten temat do powiedzenia, bo czytałam to dzieło zbyt dawno, żeby móc dyskutować szczegółowiej.
M.
Prześlij komentarz